Po pierwsze, to nie jest biografia. Po drugie, trzeba znać parę faktów z życia i twórczości Dylana, żeby pojąć o co chodzi. Jest to po prostu podróż wgłąb samego Dylana, ale też dość uniwersalna
Napisałem, bo widzę, ze sporo osób w ogóle nie rozumie tego filmu!!
Polecam mój wcześniejszy temat - tam rozwiązano parę kwestii.
Jeżeli to nie jest biografia to po pierwsze dlaczego na plakacie po wymienieniu wszystkich aktorów występujących w tym filmie jest napis: "... are all Bob Dylan"? Jakie jest Twoim zdaniem przesłanie tego napisu? mogli równie dobrze napisać: "... are all Bugs Bunny" i nie pisz, że nie rozumiem ;P
Sporo osób odbiera ten film inaczej niż Ty, ale czy to znaczy, że "w ogóle nie rozumie tego filmu"?
Film o tym jak Dylan poprzez folk próbował się odseparować od kategoryzacji jego sztuki, jego myśli. Każdy przypisywał jego piosenkom wymowę inną tzn. wygodną i pasującą do swoich poglądów. Ja miałem wrażenie (chociaż nie znam biografii Dylana), że właśnie Dylan próbował się od tego uwolnić, że on po prostu tylko wyrażał to co widzi - zresztą pada tam chyba kilkakrotnie to zdanie (cytat niedokładny): "ja tylko patrzę i słucham".
To jak to jest ? Podróż w głąb Dylana, czy jednak tylko "lekkie powierzchowne zranienie" ?
Bardziej to jest Dylan, jakiego ON by chciał żebyśmy widzieli. Mnie się zdaje, że on jest naprawdę nieco inny, bardziej zakompleksiony, zwyczajny facet, ale nie o to chodzi - w końcu najważniejsza jest twórczość.
Co do filmu - nie jest to biografia, bo nie przedstawia krok po kroku faktów z życia Boba. Jest to bardziej ukazanie jego samego, próba zgłębienia tajników jego duszy i umysły, próba dobrania się do wielu jego różnych osobowości i ukazaniu ich widzowi poprzez różne epizody z jego życia.
Można to zresztą nazwać biografią, ale chodzi mi o jedną podsawową rzecz:
Ktoś kto nie zna danej osoby - sięgnie po biografię, by ją poznać. W przypadku Dylana jest to dość trudne, ale są odpowiednie książki. Ten film za to nie przybliża nam osoby muzyka, a jeszcze bardziej może sprawę skomplikować.
Dlatego każdemu (zwłaszcza sceptykom i krytykom) polecam przed obejrzeniem tego filmu zgłębienie tematu na własną rękę (internet), bądź przeczytanie którejś z jego biografii.
Ja zrobiłam dokładnie odwrotnie. Najpierw obejrzałam film, później przejrzałam fakty z życia Dylana. Kolejność ta wydaje mi się o tyle dobra, że mogłam patrzeć na wykreowaną postać, nie jej pierwowzór. Widziałam film, nie życiorys i w tym wypadku ta różnica ma ogromne znaczenie, ponieważ w pełni zgadzam się z tym, że "Gdzie indziej jestem" raczej trudno nazwać biografią. Dlaczego? Wiele do myślenia daje już sama forma- przedstawienie jednej osoby poprzez grę kilku aktorów bardzo dobitnie wskazuje na to, jak bogata była to osobowość i jak trudno było wychwycić to, co w niej absolutnie najważniejsze. Uzyskany w ten sposób obraz twórcy jest niezwykle plastyczny- odzwierciedla różne aspekty jego osobowości, oddaje odmienne stany ducha, myśli, które nim kierowały. Taka metoda kreacji jest czymś świeżym. Pozwala spojrzeć na Dylana z zupełnie innej strony- poniekąd "od wewnątrz". Nie zgodzę się dlatego ze stwierdzeniem, że może to jakkolwiek "komplikować" poznawanie tej postaci i jej twórczości. Właśnie ta wielowymiarowość pozwala popatrzeć na Dylana jako indywiduum- wciąż zagadkowe i trudne do zdefiniowania.
Mi ten film bardzo skomplikował próby "poznania" Dylana. Chociaż z drugiej strony zachęcił do zadawania pytań i szukania odpowiedzi. Poza tym uważam, że jest to zabieg celowy i zrealizowany świetnie. Samo to, że praktycznie nie pada tu nazwisko Dylan, inni bohaterowie także mają pozmieniane nazwiska, itd.
'Najpierw obejrzałam film, później przejrzałam fakty z życia Dylana.' Wygląda na to, że mnie czeka to samo. Zajmowałam się trochę balladą jako gatunkiem, ale o samym Dylanie za dużo nie wiem.
[Jeśli ktoś ciekawy - po walijsku 'dylan' to 'syn morza', a w slangu angielskim - idealistyczna, dobroduszna ciapa, która naplącze we wszystkim.]
Zgodzę się. Trzeba znać biografię by film nie irytował i nie wydawał się bezmyślnym bełkotem...
to jest pseudoartystyczny bełkot, a film idzie się oglądać, żeby poznać czyjeś życie, a nie zobaczyć je wyłącznie zekranizowane.